Witamy Was serdecznie na naszej stronie :) - Wycieczka po Rumunii samochodem

Ponieważ wakacje typu "spakuj walizkę, załaduj się do samolotu i leć użerać się z arabami" jest dla nas małym wyzwaniem w 2009r. postanowiliśmy wybrać się na przejażdżkę krajoznawczą własnym samochodem po Rumunii. Wycieczka była naprawdę wspaniała, przeżyliśmy wiele przygód, zdobyliśmy spore doświadczenie i właśnie chcielibyśmy się z Wami teraz nimi podzielić. Być może ktoś z Was się właśnie tam wybiera i może jakieś informacje się Wam przydadzą.
A więc do dzieła!

Potrzebne będą:

- odpicowana fura


W tym przypadku Vectra C to nie jest dobry pomysł. Złej jakości drogi (lub ich brak), dziury oraz poruszające się wszelkiej maści zaprzęgi konne skutecznie utrudniają poruszanie się z dużymi prędkościami. Zalecany więc jest jakiś samochód terenowy :)

- obowiązkowo GPS z dobrymi mapami (polecamy zakupić nawigację iGO lub TomTom) ponieważ mają one dobre pokrycie terenu. Automapa zupełnie odpada!! Dodatkowo radzimy kupić jeszcze papierową drogową mapę Rumuni - na wszelki wypadek bo jest naprawdę gdzie się zgubić!

- laptop + jakiś zestaw do wardrivingu - Rumunia to nie taki zacofany kraj - internet wisi w powietrzu!

- przewodnik po Rumunii - w końcu warto wiedzieć gdzie i co oglądamy

- dla chcących i lubiących ekstremalne warunki polecamy wziąć namiot i śpiwory. Spać można wszędzie, nikt nie będzie się czepiał. Jedynie dodatkowo polecamy zabrać jakieś odstraszacze na owady (komary i osy) ponieważ są one wyjątkowo brutalne!

- mały czajnik turystyczny, elektryczny. Bardzo przydatna rzecz, nawet w hotelach aby w każdej chwili można było zagotować wodę bez zawracania tyłków personelowi. Dodatkowo mieliśmy mini palnik turystyczny na naboje z gazem na wypadek nocowania w terenie

- jedzenie: wszelkiej maści zupy z torebek, szybkie dania, konserwy, itp. Kawa i co najważniejsze HERBATA!! - Rumuni nie piją herbaty prawie wcale, kupić ją w sklepach jest bardzo ciężko (aby śmieszniej było to w sklepie znajdywaliśmy herbaty tylko polskiej produkcji i to przy granicy z Węgrami)

- pieniądze - można wziąć euro, dolary - to się zawsze wymieni w kantorze. W 2009r. przelicznik był prawie taki sam więc się niewiele traciło. My 80% gotówki mieliśmy w złotówkach. W większych miastach da się znaleźć bank lub kantor w którym można złotówki sprzedać. Przelicznik był na poziomie identycznym jak przy przeliczaniu na euro czy dolary więc strat nie było. W tym roku jednak radzilibyśmy sprawdzić kursy!

Plan wyprawy

Wyprawa trwa 14dni. 7 dni jeździmy i zwiedzamy kraj, 7 dni palimy tyłeczki na plaży nad Morzem Czarnym. Jedziemy w kierunku jak na mapie poniżej: Oradea->Bieus->Sighisoara->Pitesti->Brashov->Bukareszt->Constanca->Mahmudia->Bicaz->Borsa->Sapanta->Satu Mare

Trochę wskazówek:

Jedziemy przez Słowację (drogami lokalnymi na których nie potrzebna jest winieta) oraz Węgry drogami lokalnymi gdzie również nie potrzebna jest winieta. !Uwaga! na Węgrzech w środku małej wioski o trzeciej godzinie w nocy potrafi wyskoczyć madziarski misiek i robić kontrolę więc nie radzimy szaleć. Na szczęście sprawdzał nam tylko dokumenty bo i tak by się z nami nie dogadał (radzę mówić zawsze po polsku - skutecznie to zniechęca do głębszych rozmów [metoda sprawdzona już w Rumunii, Chorwacji, Węgrzech, na wszelkich granicach:]).
Niestety w Rumunii wymagane są winiety. Mimo że jest ona w UE to na granicy są przeprowadzane kontrole paszportowe (lub dowodowe), musieliśmy też kupić od razu winietę ponieważ na każdym kroku są patrole.

Pestera Ursilor - nasz pierwszy punkt zwiedzania. Dojazd od strony miasta Bieus. Uwaga! miejsce dojazdu do jaskini jest tragicznie oznaczone, trafia się droga bez asfaltu prowadząca przez totalne dziury-wioski. Zwiedzanie jaskini odbywa się grupowo z przewodnikiem.

Wyjeżdżając z jaskini w kierunku miasta Sighisoara ryzykujemy przejazd przez góry. Stawką było zaoszczędzenie kilometrów. Jak się jednak później okazało drogi (na mapie żółte, bez numeracji) są o krytycznym stanie nawierzchni:( Dziura na dziurze, zakręty o 180stopni, max prędkość 30km/h i 2-gi bieg spowodowały, że w pewnym momencie stanąłem, wysiadłem i głośno zapłakałem:(

Kontynuacja podróżniczej tragedii - tutaj droga nr 74 (na mapie pomarańczowa czyli o klasę wyżej). Dziur już nie ma, lub jest ich mniej ale znowu często można trafić na wylaną smołę-asfalt posypaną kamieniami. Prędkość max 10km/h ponieważ wszystko to się przykleja do karoserii samochodu. Takich "reperacji" trafia się bardzo wiele

Do Sighisoary zajeżdżamy późnym wieczorem. Nie polecam szukania hotelu o tak późnej porze. Na szczęście trafia nam się "dwójka" za rozsądną cenę (ok. 100zł/os. za noc) ze śniadaniem. Hotelik mały ale zadbany, czyste pokoje, jest internet WiFi.

Przechadzając się uliczkami Sighisoary trafiamy na nietypowy autoalarm :)

Widok na jednej z głównych ulic miasta prowadzących do rynku [Górnego Miasta (miasta za murami)]. W tle słynna wieża Zegarowa (Turnul Cuceas)

W centrum miasta mieści się między innymi dom słynnego hrabiego Drakuli

Niewątpliwym obowiązkiem jest przejście się Szkolnymi Schodami (Scara Corarilor)

W miasteczku znajdują się różne baszty poświęcone różnym zawodom. Każda ma ciekawy, inny od reszty wygląd. W tym przypadku mamy widok na basztę powroźników

Jeden z widoków na miasto z Piata Muzeului

Jeden z wielu pomników Włada Palownika. Niestety chyba nie jest lubiany w tym mieście (zapewne z uwagi na jego przeszłość). Pomnik bowiem jest zastawiony namiotami i parasolkami koncernów browarniczych. Trzeba dobrze wiedzieć gdzie go szukać.

Widok z Rynku Głównego (Piata Cetatii)

Uliczki centrum, jak widać na zdjęciu są w krytycznym stanie. Niestety nie zapowiada się na jakieś zmiany w najbliższym czasie.

Tego samego dnia w planie jest zaliczenie trasy transfogarskiej. Jedziemy w kierunku północ-południe. Jest to najlepszy kierunek zwiedzania trasy.

Droga jest bardzo kręta, jak się komuś znudzi można sobie zrobić krótką przerwę na rozprostowanie kości :)

Rumuni uwielbiają biwakować. Nie potrzeba im wiele. W całej Rumunii spotkać można całe rodziny stojące na niewielkim pasie zieleni przy drogach, rzekach, strumieniach grillujących sobie bez najmniejszej troski o to czy wolno czy niewolno w danym miejscu biwakować.

Jeden z piękniejszych widoków na Góry Fogaraskie. Tego się nie da opisać - to trzeba zobaczyć na własne oczy.

Pech chciał że był to weekend więc ruch był straszny. Przynajmniej 1h zmarnowaliśmy stojąc w korku na szczycie. Wszystko oczywiście przez bezmyślność policji sterującej tam ruchem (totalny bałagan)

Dodatkowo jakby było mało na szczycie wzdłuż ulicy są porozkładane kramy. Pałętający się tam turyści wcale nie ułatwiają poruszania.

Po przejechaniu szczytu (tunelem) widoki się zmieniają, zjazd jest stromszy, często można napotkać takie oto "głazołapy". Zjazd nie jest już tak przyjemny.

Po drodze mijamy potężną zaporę tworzącą sztuczne jezioro Vidraru (Lacul Vidraru).

Późnym wieczorem (znowu) zajeżdżamy do miasta Braszów [Brasov]. Pogoda jest fatalna, leje deszcz. Stajemy w centrum miasta i szukamy (biegając w klapkach) hotelu ARO SPORT na ulicy Sf. Ioan. Jest to stary hotel robotniczy. Tani ale wygląd ma fatalny. Nawiązujemy tam też pierwszy kontakt z Polakami - gdy mi wszystkie walizki z rąk wyleciały na schodach na hasło "k**wa mać" wychyliły się dwie głowy zza ściany z pytaniem - "pomóc w czymś?" :)) Na szczęście obeszło się bez pomocy.

Rano udajemy się na zwiedzanie miasteczka. Tutaj widok na jedną z ulic Braszowa

Czarny Kościół (Biserica Neagra) - naprawdę ogromny :)

Obowiązkowo należy zaliczyć przejażdżkę "telekabiną" na wzgórze Braszowa - Górę Tampa. Na szczycie krótki spacerek prowadzący na punkt widokowy miasta.

Widok z punktu widokowego na górze Tampa

Późnym popołudniem wyjeżdżamy w kierunku Konstancy. Jedziemy drogą E60 do obwodnicy Bukaresztu. Oczywiście w Bukareszcie niespodzianka ponieważ ta obwodnica istnieje tylko na mapach :( CAŁA obwodnica wygląda jak widać na zdjęciu. Dodatkowym dowcipem są wszystkie drogi poprzeczne (prowadzą one zwykle one od/do centrum) i WSZYSTKIE mają status pierwszeństwa przejazdu dlatego spędzamy na tej "niby" obwodnicy w potężnych korkach dobrych kilka godzin :(

W końcu na Autostradzie Słońca (Autostrada Soarelui) :) Jest w dobrym stanie, czasem trafi się lekkie "wybrzuszenie". Autostrada jest darmowa, jedynie przejazd przez most na jej końcu jest płatny ale nie kosztuje wielkie pieniądze. Na autostradzie wychodzi dodatkowa śmieszna sprawa - rumuni nie umieją szybko jeździć. 120km/h to dla nich szczyt prędkości i to z obiema rękoma na kierownicy.

Wspomniany most na autostradzie. Niestety autostrada kończy się w mieście Cernavoda. Ostatnie 100km do Konstancy poruszamy się gorszą gatunkowo drogą 22C.

Naszym celem jest Mamaia - dzielnica Konstancy. Niestety Mamaia rządzi się swoimi prawami - każdorazowy wjazd jest płatny (kilka złotych w przeliczeniu na PLNy)

Szukamy kempingu Holidays który znajduje się 100m za północnymi bramkami Mamai. Niestety nie było w nim miejsc tej nocy więc udajemy się do sąsiedniego kempingu 20m dalej którego pokoje wyglądają jak na zdjęciu - TO BYŁA NAJKOSZMARNIEJSZA NOC w całej wyprawie!!! Brud, smród, i ubóstwo totalne - nie polecamy. Lepiej już spać w samochodzie niż na tym kempingu.

Następnego ranka wracamy do recepcji kempingu Holidays. Recepcjonistka z innej zmiany była bardzo miła i wyszukała nam, że dziś po południu jeden domek się zwolni wiec go od razu zarezerwowaliśmy. DOBRA RADA: Należy przy braku wolnych miejsc należy od razu pytać kiedy jakieś się zwolni i je rezerwować!!!

W końcu na właściwym miejscu :) Trafił nam się domek przy głównej alei kempingu, z lodówką, klimatyzacją i TV + internet WiFi, wszędzie blisko. W sezonie kosztuje on ok. 120zł/dzień. Jak się potem okazuje nie radzimy brać domku bez klimy bo różnica w cenie jest niewielka a różnica w standardzie ogromna!!

Plaża jest tuż za kempingiem, zadbana i nawet z ratownikiem.

Do centrum Mamai najlepiej iść plażą. Niestety do głównej alei jest ok.5km więc się trochę nachodziliśmy.

Główny deptak ciągnie się wzdłuż Mamai. Jak widać jest tam wszystko. Nad głową porusza się kolejka gondolowa.

Jak komuś mało 3D to może sobie pójść do kina 7D :))

W centralnej części deptaka znajduje się niewielki plac na którym znajduje się dzwonnica. Niestety melodie wygrywane na niej nie są rewelacyjnej jakości.

Jeśli komuś gorąco może udać się na plażę nudystów. Polecamy, wygodna sprawa - nie moczy się strojów kąpielowych i ręczników :)

Stołówka na kempingu. Samoobsługowa. Jedzenie wyśmienite, niedrogie, codziennie coś innego.

Jeden z obiadków który właśnie konsumuję:) Kucharz dał mi gratis papryczkę chili :) Ma pojęcie o daniach narodowych bo na hasło "kiełbaska+bigosik+ziemniaczki" zapytał się czy my czasem z polski nie jesteśmy :))

Meczet w Konstancy w połączeniu z reklamą na budynku wzajemnie się "uzupełniają" :)

Kasyno w Konstancy. Budynek jest naprawdę piękny, niestety zupełnie zaniedbany, nieremontowany, pozabijany dechami:) Szkoda tak pięknego zabytku.

Widok na kasyno od strony portu.

Będąc w Mamai obowiązkiem każdego turysty powinna być przejażdżka kolejką gondolową ciągnącą się wzdłuż głównego deptaka. Na zdjęciu widok z kolejki na znajdujący się tam aquapark.

Jeszcze jeden widoczek z kolejki :)

Nasz idol nad idolami - Extreme rider - tatuś z synkiem przyjechał na wczasy do centrum Mamai. Parkuje cały tydzień na parkingu gdzie ja bym się wstydził vectrę zostawić. Tego nie ma na zdjęciu ale jednego dnia suszył stare buty i ubrania na dachu swojego samochodu.

Jeszcze jedna fota z naszym idolem, zwróćcie uwagę na fury jakie wokoło parkują. Jak widać im to nie przeszkadzało

W ostatni dzień naszego pobytu w Mamai przyszedł front i nastąpiło gwałtowne załamanie pogody. Dodatkowo koniec sezonu spowodował że turyści masowo zaczeli opuszczać kurorty.

Jeszcze tego samego dnia kemping całkowicie opustoszał :(

Ta sama plaża co kilka zdjęć wcześniej - niestety to już smutne widoki.

Ostatnia nasza przechadzka po bulwarach Mamai. Na zdjęciu jeden z klubów w których imprezowaliśmy nocami :)

Statek zaadaptowany na restaurację

Następnego ranka wyjeżdżamy z Mamai w kierunku północnym. Jak widać zaczyna robić się powtórka z rozrywki - droga jest w tragicznym stanie.

Czasami trafiają się dziwne anomalie drogowe. W tym przypadku jest to czerwony asfalt

Kolejnym przystankiem jest miasto Mahmidia z którego można wykupić wycieczkę deltą Dunaju. W tym miejscu zaczyna się nasza największa przygoda wyjazdu :)

W porcie wsiadamy na szybką łódź (typu wodolot). Niestety łódź kursuje tylko raz dziennie w jedną stronę więc pytamy kapitana czy można z końcowego przystanku tu jakoś inaczej wrócić. Otrzymujemy odpowiedź że tak, bez problemu, można np. wynająć łódkę ale za ile to już nam nie powiedział. Przejażdżka wodolotem też nie jest tania bo kosztuje 50zł/os.

Przystanek końcowy - Sfantu Gheorghe miejscowość w okręgu Tulcza w Rumunii, w delcie Dunaju. Jak się okazuje jest to totalna dziura. Nawet dróg nie ma w tej wiosce. Zrozpaczeni tułamy się godzinami po wiosce szukając jakiegoś transportu powrotnego.

Kolejna fota przedstawiająca nędzę, rozpacz i krytyczne położenie w jakim się znaleźliśmy

Dramat, dramat, DRAMAT!!! :((((

W końcu trafiamy na cywilizację - idąc w kierunku morza natrafiamy na bardzo ciekawie wyglądający hotel składający się z różnych wielkości i kształtów domków pokrytych strzechą. Ogólnie kompleks wygląda bardzo interesująco. W zasadzie moglibyśmy tu nocować z małym szczegółem iż cały bagaż został w hotelu w Mahmudii za który z resztą już tez zapłaciliśmy.

Udajemy się więc w kierunku plaż morza Czarnego. Po drodze pytamy jednego rybaka czy i za ile by nas zawiózł do Mahmudii. Cena jaką powiedział - 400zł. Po takiej dawce informacji nie pozostało mi nic innego jak legnąć plackiem na plaży i zapłakać...

W drodze powrotnej zaczepiamy rodzinkę która zgodziła nas za 200zł podwieźć do Mahmudii. Nie wiem czy to ma jakiś związek ze szczęściem ale chwile wcześniej znajdujemy niewielkie jeziorko gdzie znajdują się tylko same czterolistne koniczynki :))

Ostatnie spojrzenie na dziwny kompleks hotelowy. Tuż przy kompleksie znajduje się aktywna baza NATO.

Zaczyna się powrót motorówką ze wspomnianą rodzinką. Łódka jest mała. Rodzinka w liczbie 4os. + pies + my. Siedzimy na końcu łódki na podłodze. Mamy do pokonania ok. 80km wodą do najbliższej wioski w głębi bagien (Dunavatu de Jos). Stamtąd czeka nas jeszcze 20km podwózki samochodem terenowym do Mahmudii. O ile w wodolocie nie było możliwości wyjścia na taras w czasie jazdy to tutaj delta Dunaju przejadła nam się widokami po wsze czasy :)

Do miejscowości Dunavatu de Jos przypływamy po zmroku. Końcowa faza przejażdżki przyprawiła nas o dreszcze: ciemno, zimno, płyniemy wąskimi kanałami no i trzeba uważać na KROWY!! TAK! musieliśmy się zatrzymywać ponieważ kanał przepływało stado krów. Niestety było już tak ciemno że zdjęcia pływających krówek nie wyszły. Zresztą z wody wystawała im wszystkim tylko głowa z rogami Na miejscu dostajemy ciepłą herbatkę, po kieliszeczku tamtejszego bimbru i zostajemy odwiezieni pod sam hotel w Mahmudii

Hotel w którym wykupiliśmy jedną noc. Jest bardzo zadbany i niedrogi (90zł/os. za noc).

Z Mahmudii udajemy się w kierunku wąwozu Bicaz. Ryzykujemy skrót przez miasto Gałacz (Galati) w której nie ma mostu ale rzekomo przeprawa przez Dunaj odbywa się za pomocą promów

Na szczęście promy istnieją naprawdę a przeprawy w miarę sprawnie są obsługiwane. Koszt przeprawy (jako turyści) to kilkanaście złotych więc nie majątek

Pływają dwa promy na przemian dlatego ruch można powiedzieć odbywa się na bieżąco.

Przeprawa przez Dunaj chwilkę trwa więc można spokojnie wysiąść z samochodu i rozprostować nogi :)

Wyjazd po drugiej stronie rzeki

Im bliżej centrum Europy tym drogi lepsze. Trafiają się nawet odcinki bez dziur:) Niestety zmienia się też polityka jazdy: jedzie się "na drugiego" po obu stronach. Obowiązuje zasada - wolniejsze pojazdy poboczem, szybsze środkiem

Późnym wieczorem zajeżdżamy do hotelu Turist w którym nocujemy . Hotel jest OK., ceny pokoi na przyzwoitym poziomie(nocleg 60zł/os.)

Następnego ranka przebieżka na górę Suhardul Mic. Krajobraz ze szczytu niezapomniany. Na zdjęciu widać grzbiety gór tworzących łańcuch Karpat

Jeszcze jeden widoczek:) Tym razem na Czerwone Jezioro (Lacu Rosu)

Po południu wyjeżdżamy w kierunku miasta Borsa. Przejeżdżamy przez wąwóz Bicaz. Jest naprawdę głęboki. Zdarzają się miejsca gdzie nie widać nieba. Oczywiście gdzie są turyści tam jest interes wiec straganiki są tu na właściwej pozycji :)

Jeszcze jeden widoczek na wąwóz. Tego co tam jest nie da się opisać ani przekazać zdjęciem - trzeba tam być!

Po drodze drogą nr. 15 objeżdżamy jezioro Izvorul Muntelui i przejeżdżamy przez zaporę je tworzące

Pęknie widoki na jezioro Izvorul Muntelui

W Rumunii spotkaliśmy już krowy przy drodze, pływające w wodzie a tutaj mamy idące środkiem drogi. Takie zjawisko jest powszechne w całym kraju dlatego należy bardzo ostrożnie jeździć

Widoki w Górach Rodniańskich

Po drodze zaliczamy krótki postój w okolicy przełęczy Prislop

Parking na przełęczy Prislop

Kolejną noc spędzamy w bardzo ciekawym "Strasznym Domu". Budynek jest bardzo stary, z drewna. Posiada sporo pięter i mnóstwo pokoi. W środku na parterze znajduje się duża restauracja natomiast do pokoi gościnnych wchodzi się wąskimi, krętymi schodami i korytarzami. Naprawdę można się pogubić. Pokoje są w fatalnym stanie ale cena za nocleg kosztuje śmieszne pieniądze (ok. 35zł/os.). Wrażenia po nocy pozostają niezapomniane :)

Restauracja ma bardzo oryginalny wygląd. jedzenie jest naprawdę dobre i niedrogie

Po drodze odwiedzamy niewielkie miejscowości w celu zwiedzania przepięknych cerkwi. Kierując się w kierunku Doliny Izy zwiedzamy monastyr Izvorul Negru

Charakterystycznie rzeźbiona brama dla regionu Maramuresz

Laski z Doliny Izy - wiek 70lat i wszystkie jak jedna noszą spódnice do kolan

Cerkiew unicka z XVIIIw. (Biserica din Vale) w Ieud

Muzeum przedstawiające tradycyjną marmaroską zabudowę w Ieud

Cerkiew ze Wzgórza (Biserica din Deal) - datowana na 1364r!

Kompleks klasztorny w Barsanie

Barsana jeden z budynków klasztornych (chyba jadalnia)

Nowa cerkiew w Sapancie. Wieża ma wysokość 56m

Obowiązkowym przystankiem każdego turysty powinien być Wesoły Cmentarz w Sapancie (Cimitirul Vesel). Wejście na cmentarz NIE jest bezpłatne. Kosztuje ok. 5zl/os ale te pieniądze są tego warte

Ciekawie wyglądający krzyż stojący przed cmentarzem

Cmentarz jest naprawdę wyjątkowym miejscem. Rzeźbione nagrobki są komicznymi scenami z życia ludzi lub okoliczności ich śmierci

Typowo wyglądająca Cyganka. W samej Rumuni jak się okazuje Romów było jak na lekarstwo. Jedyna grupa jaką spotkaliśmy była w okolicach gór Fogarskich. Na domiar wszystkiego gdy tylko zobaczyli nasz samochód na skrzyżowaniu, zaczęli do nas krzyczeć po polsku tego typu hasła - "eee polacy!!! dzień dobry polacy!!...". Nie mieliśmy oczywiście zamiaru się zatrzymywać :)

Z Sapanty kierujemy się na miasto Satu Mare za którym przekraczamy granicę z Węgrami i bocznymi drogami przez Słowację wracamy do Polski. Po przekroczeniu granicy rumuńsko-węgierskiej standard dróg gwałtownie się polepsza :)

Prawa autorskie do zdjęć, opisów i tekstów
Wszystkie zdjęcia, opisy i teksty zawarte na tej stronie są własnością autora strony. Zgodnie z ustawą z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim jakiekolwiek kopiowanie, rozpowszechnianie (we fragmentach, lub w całości) zamieszczonych opisów bez zgody i wiedzy właściciela będzie traktowane jako naruszenie praw autorskich tychże opisów

Kontakt - w razie pytań napisz do mnie







stat4u