Pestera Ursilor - nasz pierwszy punkt zwiedzania. Dojazd od strony miasta Bieus. Uwaga! miejsce dojazdu do jaskini jest tragicznie oznaczone, trafia się droga bez asfaltu prowadząca przez totalne dziury-wioski. Zwiedzanie jaskini odbywa się grupowo z przewodnikiem. |
Wyjeżdżając z jaskini w kierunku miasta Sighisoara ryzykujemy przejazd przez góry. Stawką było zaoszczędzenie kilometrów. Jak się jednak później okazało drogi (na mapie żółte, bez numeracji) są o krytycznym stanie nawierzchni:( Dziura na dziurze, zakręty o 180stopni, max prędkość 30km/h i 2-gi bieg spowodowały, że w pewnym momencie stanąłem, wysiadłem i głośno zapłakałem:( |
Kontynuacja podróżniczej tragedii - tutaj droga nr 74 (na mapie pomarańczowa czyli o klasę wyżej). Dziur już nie ma, lub jest ich mniej ale znowu często można trafić na wylaną smołę-asfalt posypaną kamieniami. Prędkość max 10km/h ponieważ wszystko to się przykleja do karoserii samochodu. Takich "reperacji" trafia się bardzo wiele |
Do Sighisoary zajeżdżamy późnym wieczorem. Nie polecam szukania hotelu o tak późnej porze. Na szczęście trafia nam się "dwójka" za rozsądną cenę (ok. 100zł/os. za noc) ze śniadaniem. Hotelik mały ale zadbany, czyste pokoje, jest internet WiFi. |
Przechadzając się uliczkami Sighisoary trafiamy na nietypowy autoalarm :) |
Widok na jednej z głównych ulic miasta prowadzących do rynku [Górnego Miasta (miasta za murami)]. W tle słynna wieża Zegarowa (Turnul Cuceas) |
W centrum miasta mieści się między innymi dom słynnego hrabiego Drakuli |
Niewątpliwym obowiązkiem jest przejście się Szkolnymi Schodami (Scara Corarilor) |
W miasteczku znajdują się różne baszty poświęcone różnym zawodom. Każda ma ciekawy, inny od reszty wygląd. W tym przypadku mamy widok na basztę powroźników |
Jeden z widoków na miasto z Piata Muzeului |
Jeden z wielu pomników Włada Palownika. Niestety chyba nie jest lubiany w tym mieście (zapewne z uwagi na jego przeszłość). Pomnik bowiem jest zastawiony namiotami i parasolkami koncernów browarniczych. Trzeba dobrze wiedzieć gdzie go szukać. |
Widok z Rynku Głównego (Piata Cetatii) |
Uliczki centrum, jak widać na zdjęciu są w krytycznym stanie. Niestety nie zapowiada się na jakieś zmiany w najbliższym czasie. |
Tego samego dnia w planie jest zaliczenie trasy transfogarskiej. Jedziemy w kierunku północ-południe. Jest to najlepszy kierunek zwiedzania trasy. |
Droga jest bardzo kręta, jak się komuś znudzi można sobie zrobić krótką przerwę na rozprostowanie kości :) |
Rumuni uwielbiają biwakować. Nie potrzeba im wiele. W całej Rumunii spotkać można całe rodziny stojące na niewielkim pasie zieleni przy drogach, rzekach, strumieniach grillujących sobie bez najmniejszej troski o to czy wolno czy niewolno w danym miejscu biwakować. |
Jeden z piękniejszych widoków na Góry Fogaraskie. Tego się nie da opisać - to trzeba zobaczyć na własne oczy. |
Pech chciał że był to weekend więc ruch był straszny. Przynajmniej 1h zmarnowaliśmy stojąc w korku na szczycie. Wszystko oczywiście przez bezmyślność policji sterującej tam ruchem (totalny bałagan) |
Dodatkowo jakby było mało na szczycie wzdłuż ulicy są porozkładane kramy. Pałętający się tam turyści wcale nie ułatwiają poruszania. |
Po przejechaniu szczytu (tunelem) widoki się zmieniają, zjazd jest stromszy, często można napotkać takie oto "głazołapy". Zjazd nie jest już tak przyjemny. |
Po drodze mijamy potężną zaporę tworzącą sztuczne jezioro Vidraru (Lacul Vidraru). |
Późnym wieczorem (znowu) zajeżdżamy do miasta Braszów [Brasov]. Pogoda jest fatalna, leje deszcz. Stajemy w centrum miasta i szukamy (biegając w klapkach) hotelu ARO SPORT na ulicy Sf. Ioan. Jest to stary hotel robotniczy. Tani ale wygląd ma fatalny. Nawiązujemy tam też pierwszy kontakt z Polakami - gdy mi wszystkie walizki z rąk wyleciały na schodach na hasło "k**wa mać" wychyliły się dwie głowy zza ściany z pytaniem - "pomóc w czymś?" :)) Na szczęście obeszło się bez pomocy. |
Rano udajemy się na zwiedzanie miasteczka. Tutaj widok na jedną z ulic Braszowa |
Czarny Kościół (Biserica Neagra) - naprawdę ogromny :) |
Obowiązkowo należy zaliczyć przejażdżkę "telekabiną" na wzgórze Braszowa - Górę Tampa. Na szczycie krótki spacerek prowadzący na punkt widokowy miasta. |
Widok z punktu widokowego na górze Tampa |
Późnym popołudniem wyjeżdżamy w kierunku Konstancy. Jedziemy drogą E60 do obwodnicy Bukaresztu. Oczywiście w Bukareszcie niespodzianka ponieważ ta obwodnica istnieje tylko na mapach :( CAŁA obwodnica wygląda jak widać na zdjęciu. Dodatkowym dowcipem są wszystkie drogi poprzeczne (prowadzą one zwykle one od/do centrum) i WSZYSTKIE mają status pierwszeństwa przejazdu dlatego spędzamy na tej "niby" obwodnicy w potężnych korkach dobrych kilka godzin :( |
W końcu na Autostradzie Słońca (Autostrada Soarelui) :) Jest w dobrym stanie, czasem trafi się lekkie "wybrzuszenie". Autostrada jest darmowa, jedynie przejazd przez most na jej końcu jest płatny ale nie kosztuje wielkie pieniądze. Na autostradzie wychodzi dodatkowa śmieszna sprawa - rumuni nie umieją szybko jeździć. 120km/h to dla nich szczyt prędkości i to z obiema rękoma na kierownicy. |
Wspomniany most na autostradzie. Niestety autostrada kończy się w mieście Cernavoda. Ostatnie 100km do Konstancy poruszamy się gorszą gatunkowo drogą 22C. |
Naszym celem jest Mamaia - dzielnica Konstancy. Niestety Mamaia rządzi się swoimi prawami - każdorazowy wjazd jest płatny (kilka złotych w przeliczeniu na PLNy) |
Szukamy kempingu Holidays który znajduje się 100m za północnymi bramkami Mamai. Niestety nie było w nim miejsc tej nocy więc udajemy się do sąsiedniego kempingu 20m dalej którego pokoje wyglądają jak na zdjęciu - TO BYŁA NAJKOSZMARNIEJSZA NOC w całej wyprawie!!! Brud, smród, i ubóstwo totalne - nie polecamy. Lepiej już spać w samochodzie niż na tym kempingu. |
Następnego ranka wracamy do recepcji kempingu Holidays. Recepcjonistka z innej zmiany była bardzo miła i wyszukała nam, że dziś po południu jeden domek się zwolni wiec go od razu zarezerwowaliśmy. DOBRA RADA: Należy przy braku wolnych miejsc należy od razu pytać kiedy jakieś się zwolni i je rezerwować!!! |
W końcu na właściwym miejscu :) Trafił nam się domek przy głównej alei kempingu, z lodówką, klimatyzacją i TV + internet WiFi, wszędzie blisko. W sezonie kosztuje on ok. 120zł/dzień. Jak się potem okazuje nie radzimy brać domku bez klimy bo różnica w cenie jest niewielka a różnica w standardzie ogromna!! |
Plaża jest tuż za kempingiem, zadbana i nawet z ratownikiem. |
Do centrum Mamai najlepiej iść plażą. Niestety do głównej alei jest ok.5km więc się trochę nachodziliśmy. |
Główny deptak ciągnie się wzdłuż Mamai. Jak widać jest tam wszystko. Nad głową porusza się kolejka gondolowa. |
Jak komuś mało 3D to może sobie pójść do kina 7D :)) |
W centralnej części deptaka znajduje się niewielki plac na którym znajduje się dzwonnica. Niestety melodie wygrywane na niej nie są rewelacyjnej jakości. |
Jeśli komuś gorąco może udać się na plażę nudystów. Polecamy, wygodna sprawa - nie moczy się strojów kąpielowych i ręczników :) |
Stołówka na kempingu. Samoobsługowa. Jedzenie wyśmienite, niedrogie, codziennie coś innego. |
Jeden z obiadków który właśnie konsumuję:) Kucharz dał mi gratis papryczkę chili :) Ma pojęcie o daniach narodowych bo na hasło "kiełbaska+bigosik+ziemniaczki" zapytał się czy my czasem z polski nie jesteśmy :)) |
Meczet w Konstancy w połączeniu z reklamą na budynku wzajemnie się "uzupełniają" :) |
Kasyno w Konstancy. Budynek jest naprawdę piękny, niestety zupełnie zaniedbany, nieremontowany, pozabijany dechami:) Szkoda tak pięknego zabytku. |
Widok na kasyno od strony portu. |
Będąc w Mamai obowiązkiem każdego turysty powinna być przejażdżka kolejką gondolową ciągnącą się wzdłuż głównego deptaka. Na zdjęciu widok z kolejki na znajdujący się tam aquapark. |
Jeszcze jeden widoczek z kolejki :) |
Nasz idol nad idolami - Extreme rider - tatuś z synkiem przyjechał na wczasy do centrum Mamai. Parkuje cały tydzień na parkingu gdzie ja bym się wstydził vectrę zostawić. Tego nie ma na zdjęciu ale jednego dnia suszył stare buty i ubrania na dachu swojego samochodu. |
Jeszcze jedna fota z naszym idolem, zwróćcie uwagę na fury jakie wokoło parkują. Jak widać im to nie przeszkadzało |
W ostatni dzień naszego pobytu w Mamai przyszedł front i nastąpiło gwałtowne załamanie pogody. Dodatkowo koniec sezonu spowodował że turyści masowo zaczeli opuszczać kurorty. |
Jeszcze tego samego dnia kemping całkowicie opustoszał :( |
Ta sama plaża co kilka zdjęć wcześniej - niestety to już smutne widoki. |
Ostatnia nasza przechadzka po bulwarach Mamai. Na zdjęciu jeden z klubów w których imprezowaliśmy nocami :) |
Statek zaadaptowany na restaurację |
Następnego ranka wyjeżdżamy z Mamai w kierunku północnym. Jak widać zaczyna robić się powtórka z rozrywki - droga jest w tragicznym stanie. |
Czasami trafiają się dziwne anomalie drogowe. W tym przypadku jest to czerwony asfalt |
Kolejnym przystankiem jest miasto Mahmidia z którego można wykupić wycieczkę deltą Dunaju. W tym miejscu zaczyna się nasza największa przygoda wyjazdu :) |
W porcie wsiadamy na szybką łódź (typu wodolot). Niestety łódź kursuje tylko raz dziennie w jedną stronę więc pytamy kapitana czy można z końcowego przystanku tu jakoś inaczej wrócić. Otrzymujemy odpowiedź że tak, bez problemu, można np. wynająć łódkę ale za ile to już nam nie powiedział. Przejażdżka wodolotem też nie jest tania bo kosztuje 50zł/os. |
Przystanek końcowy - Sfantu Gheorghe miejscowość w okręgu Tulcza w Rumunii, w delcie Dunaju. Jak się okazuje jest to totalna dziura. Nawet dróg nie ma w tej wiosce. Zrozpaczeni tułamy się godzinami po wiosce szukając jakiegoś transportu powrotnego. |
Kolejna fota przedstawiająca nędzę, rozpacz i krytyczne położenie w jakim się znaleźliśmy |
Dramat, dramat, DRAMAT!!! :(((( |
W końcu trafiamy na cywilizację - idąc w kierunku morza natrafiamy na bardzo ciekawie wyglądający hotel składający się z różnych wielkości i kształtów domków pokrytych strzechą. Ogólnie kompleks wygląda bardzo interesująco. W zasadzie moglibyśmy tu nocować z małym szczegółem iż cały bagaż został w hotelu w Mahmudii za który z resztą już tez zapłaciliśmy. |
Udajemy się więc w kierunku plaż morza Czarnego. Po drodze pytamy jednego rybaka czy i za ile by nas zawiózł do Mahmudii. Cena jaką powiedział - 400zł. Po takiej dawce informacji nie pozostało mi nic innego jak legnąć plackiem na plaży i zapłakać... |
W drodze powrotnej zaczepiamy rodzinkę która zgodziła nas za 200zł podwieźć do Mahmudii. Nie wiem czy to ma jakiś związek ze szczęściem ale chwile wcześniej znajdujemy niewielkie jeziorko gdzie znajdują się tylko same czterolistne koniczynki :)) |
Ostatnie spojrzenie na dziwny kompleks hotelowy. Tuż przy kompleksie znajduje się aktywna baza NATO. |
Zaczyna się powrót motorówką ze wspomnianą rodzinką. Łódka jest mała. Rodzinka w liczbie 4os. + pies + my. Siedzimy na końcu łódki na podłodze. Mamy do pokonania ok. 80km wodą do najbliższej wioski w głębi bagien (Dunavatu de Jos). Stamtąd czeka nas jeszcze 20km podwózki samochodem terenowym do Mahmudii. O ile w wodolocie nie było możliwości wyjścia na taras w czasie jazdy to tutaj delta Dunaju przejadła nam się widokami po wsze czasy :) |
Do miejscowości Dunavatu de Jos przypływamy po zmroku. Końcowa faza przejażdżki przyprawiła nas o dreszcze: ciemno, zimno, płyniemy wąskimi kanałami no i trzeba uważać na KROWY!! TAK! musieliśmy się zatrzymywać ponieważ kanał przepływało stado krów. Niestety było już tak ciemno że zdjęcia pływających krówek nie wyszły. Zresztą z wody wystawała im wszystkim tylko głowa z rogami Na miejscu dostajemy ciepłą herbatkę, po kieliszeczku tamtejszego bimbru i zostajemy odwiezieni pod sam hotel w Mahmudii |
Hotel w którym wykupiliśmy jedną noc. Jest bardzo zadbany i niedrogi (90zł/os. za noc). |
Z Mahmudii udajemy się w kierunku wąwozu Bicaz. Ryzykujemy skrót przez miasto Gałacz (Galati) w której nie ma mostu ale rzekomo przeprawa przez Dunaj odbywa się za pomocą promów |
Na szczęście promy istnieją naprawdę a przeprawy w miarę sprawnie są obsługiwane. Koszt przeprawy (jako turyści) to kilkanaście złotych więc nie majątek |
Pływają dwa promy na przemian dlatego ruch można powiedzieć odbywa się na bieżąco. |
Przeprawa przez Dunaj chwilkę trwa więc można spokojnie wysiąść z samochodu i rozprostować nogi :) |
Wyjazd po drugiej stronie rzeki |
Im bliżej centrum Europy tym drogi lepsze. Trafiają się nawet odcinki bez dziur:) Niestety zmienia się też polityka jazdy: jedzie się "na drugiego" po obu stronach. Obowiązuje zasada - wolniejsze pojazdy poboczem, szybsze środkiem |
Późnym wieczorem zajeżdżamy do hotelu Turist w którym nocujemy . Hotel jest OK., ceny pokoi na przyzwoitym poziomie(nocleg 60zł/os.) |
Następnego ranka przebieżka na górę Suhardul Mic. Krajobraz ze szczytu niezapomniany. Na zdjęciu widać grzbiety gór tworzących łańcuch Karpat |
Jeszcze jeden widoczek:) Tym razem na Czerwone Jezioro (Lacu Rosu) |
Po południu wyjeżdżamy w kierunku miasta Borsa. Przejeżdżamy przez wąwóz Bicaz. Jest naprawdę głęboki. Zdarzają się miejsca gdzie nie widać nieba. Oczywiście gdzie są turyści tam jest interes wiec straganiki są tu na właściwej pozycji :) |
Jeszcze jeden widoczek na wąwóz. Tego co tam jest nie da się opisać ani przekazać zdjęciem - trzeba tam być! |
Po drodze drogą nr. 15 objeżdżamy jezioro Izvorul Muntelui i przejeżdżamy przez zaporę je tworzące |
Pęknie widoki na jezioro Izvorul Muntelui |
W Rumunii spotkaliśmy już krowy przy drodze, pływające w wodzie a tutaj mamy idące środkiem drogi. Takie zjawisko jest powszechne w całym kraju dlatego należy bardzo ostrożnie jeździć |
Widoki w Górach Rodniańskich |
Po drodze zaliczamy krótki postój w okolicy przełęczy Prislop |
Parking na przełęczy Prislop |
Kolejną noc spędzamy w bardzo ciekawym "Strasznym Domu". Budynek jest bardzo stary, z drewna. Posiada sporo pięter i mnóstwo pokoi. W środku na parterze znajduje się duża restauracja natomiast do pokoi gościnnych wchodzi się wąskimi, krętymi schodami i korytarzami. Naprawdę można się pogubić. Pokoje są w fatalnym stanie ale cena za nocleg kosztuje śmieszne pieniądze (ok. 35zł/os.). Wrażenia po nocy pozostają niezapomniane :) |
Restauracja ma bardzo oryginalny wygląd. jedzenie jest naprawdę dobre i niedrogie |
Po drodze odwiedzamy niewielkie miejscowości w celu zwiedzania przepięknych cerkwi. Kierując się w kierunku Doliny Izy zwiedzamy monastyr Izvorul Negru |
Charakterystycznie rzeźbiona brama dla regionu Maramuresz |
Laski z Doliny Izy - wiek 70lat i wszystkie jak jedna noszą spódnice do kolan |
Cerkiew unicka z XVIIIw. (Biserica din Vale) w Ieud |
Muzeum przedstawiające tradycyjną marmaroską zabudowę w Ieud |
Cerkiew ze Wzgórza (Biserica din Deal) - datowana na 1364r! |
Kompleks klasztorny w Barsanie |
Barsana jeden z budynków klasztornych (chyba jadalnia) |
Nowa cerkiew w Sapancie. Wieża ma wysokość 56m |
Obowiązkowym przystankiem każdego turysty powinien być Wesoły Cmentarz w Sapancie (Cimitirul Vesel). Wejście na cmentarz NIE jest bezpłatne. Kosztuje ok. 5zl/os ale te pieniądze są tego warte |
Ciekawie wyglądający krzyż stojący przed cmentarzem |
Cmentarz jest naprawdę wyjątkowym miejscem. Rzeźbione nagrobki są komicznymi scenami z życia ludzi lub okoliczności ich śmierci |
Typowo wyglądająca Cyganka. W samej Rumuni jak się okazuje Romów było jak na lekarstwo. Jedyna grupa jaką spotkaliśmy była w okolicach gór Fogarskich. Na domiar wszystkiego gdy tylko zobaczyli nasz samochód na skrzyżowaniu, zaczęli do nas krzyczeć po polsku tego typu hasła - "eee polacy!!! dzień dobry polacy!!...". Nie mieliśmy oczywiście zamiaru się zatrzymywać :) |
Z Sapanty kierujemy się na miasto Satu Mare za którym przekraczamy granicę z Węgrami i bocznymi drogami przez Słowację wracamy do Polski. Po przekroczeniu granicy rumuńsko-węgierskiej standard dróg gwałtownie się polepsza :) |